Kryzys na Wall Street - krótki komentarz
Wtorek, 07.10.2008. Marcin Gerwin
Ostatni tydzień był pełen niezwykłych wydarzeń. Nie chodzi tylko o spadające w zawrotnym tempie indeksy na giełdzie w Nowym Jorku i zamieszanie wokół przyjęcia planu Paulsona przez kongres, lecz także o to, że stało się jasne, że kapitalizm nie jest systemem ekonomicznym, którego celem jest zapewnienie dobrobytu dla całego społeczeństwa.
Wręcz nie mogłem uwierzyć słuchając Baracka Obamy, kandydata na prezydenta USA a nie Wenezueli, który w publicznym wystąpieniu krytykował koncepcję, że przekazanie pieniędzy najbogatszej części społeczeństwa - w tym przypadku bankierom, sprawi, że dobrobyt w magiczny sposób spłynie na resztę społeczeństwa. Toż to podważenie koncepcji działania niewidzialnej ręki wolnego rynku, podstawowej idei kapitalizmu sformułowanej przez samego Adama Smitha!
Kryzys na rynku kredytów hipotecznych w USA pokazał, że jednostki działające we własnym interesie wcale nie muszą doprowadzić do dobrej jakości życia całego społeczeństwa. Wręcz przeciwnie - mogą doprowadzić do jego ruiny, tak jak zrobili to bankierzy w USA. Motto ludzi z Wall Street brzmi „Chciwość jest dobra” a nie „Oby wszystkim żyło się dobrze”. Kapitalizm oznacza, że każdy kieruje się swoim egoistycznym interesem, a troska o innych, to zbędna frywolność, którą należy zastąpić konkurencją i wolnym rynkiem.
Kryzys na giełdach rozgrywa się jednak całkowicie w sferze wirtualnej - to tylko cyferki w komputerach się nie zgadzają. Nie jest to realny kryzys, jakim jest na przykład brak żywności, brak wody pitnej czy pustynnienie gleb. Ma on jednak wpływ na życie zwykłych ludzi, bo gdy banki przestają pożyczać firmom pieniądze te albo zwalniają pracowników albo nawet bankrutują. Giełda jest także miejscem gdzie pomnaża się pieniądze z funduszy emerytalnych i spadek na giełdzie oznacza mniej pieniędzy na emerytury.
A gdyby tak wymienić cały system finansowy w USA? Gdyby miasta i hrabstwa zaczęły wydawać swoje własne waluty, tak jak miało to miejsce w przeszłości? Gdyby powstały lokalne banki będące własnością ludzi z danego hrabstwa i zaczęły udostępniać pieniądze bez odsetek? Co by się stało gdyby 700 miliardów dolarów przeznaczyć nie na ratowanie banków z Wall Street, lecz na stworzenie lokalnych walut i wsparcie dla lokalnych gospodarek?
Zainteresowanym tematem polecam wykłady Chrisa Martensona na temat ekonomii i sytuacji gospodarczej w USA: www.chrismartenson.com/crashcourse
Komentarze