Hardware - hard life, Tajlandia
Sobota, 06.02.2010. Justyna
Gdzie składujesz swoje zdjęcia, swoje dokumenty, ulubione albumy muzyczne? Nie przypadkiem na twardym dysk? Podziękuj zatem Tajom, którzy są największymi producentami i eksporterami dysków twardych na świecie.
"W przemyśle elektronicznym zatrudnione są głównie młode kobiety. Pracują dzień w dzień nawet do 16 godzin przy taśmie produkcyjnej i narażaja przy tym swoje życie za głodową płacę" mówi Christina Schröder z organizacji Suedwind Agentur. Wraz z drugą członkinią organizacji były niedawno w Tajlandii, aby przyjrzeć się społecznym kosztom tamtejszego przemysłu elektronicznego.
Rząd Tajlandii na wszelkie sposoby kusi inwestorów zagranicznych. Mogą np. produkować nawet do 11 lat nie odprowadzając podatków. Wiele dużych marek elektroniki korzysta z tych przywilejów, uruchamia zakłady produkcyjne, które zamyka zaraz po wygaśnięciu "okresu ochronnego", a następnie... przenosi produkcję do sąsiedniej prowincji, gdzie pod inną nazwą otwiera nową fabrykę. Przy okazji cała siła robocza zostaje wymieniona, dzięki czemu przedsiębiorcy pozbawiają ich nabytych świadczeń.
Pracownice otrzymują pensję minimalną - ok. 200 baht, czyli jakieś 18 złotych. Wyżyć się za to nie da. Dlatego są zmuszone brać około dwóch godzin nadliczbowych dziennie, za co dostają dodatkowe 2 złote. "Z nadgodzinami mogę jakoś związać koniec z końcem," powiedziała aktywistkom jedna z pracownic, "Ale nie mogę nic zaoszczędzić na wszelki wypadek". A oszczędności przydałyby się na przykład w sytuacji, kiedy pracownica popełni jakiś błąd przy wykonywaniu swojej pracy - w takim wypadku jej pensja zostaje zawieszona na pięć do siedmiu dni, a wtedy przestaje starczać na przeżycie. W podobnych opałach są ci, którzy zachorują lub doznają urazu w miejscu pracy.
40 letni Tuebto pracował przy źle funkcjonującej maszynie i chociaż zgłaszał kilkakrotnie jej defekt przełożonym, nie podjęli oni żadnych działań w tej sprawie. Pod koniec pewnej długiej nocnej zmiany maszyna ucięła mu pół stopy. Jego pracodawca, który dostarcza produktów dla jednej ze znanych markowych firm, nie wypłacił mu żadnego odszkodowania. "Kierownictwo stwierdziło, że była to moja wina i dlatego nie zapłacą. A przecież kilkakrotnie informowałem ich o defekcie maszyny" skarży się Tuebto.
Przedsiębiorstwa nie biorą odpowiedzialności za choroby zawodowe. Lekarze często mają do czynienia z chorobami spowodowanymi toksycznymi oparami lub brakiem ubrań ochronnych w miejscu pracy. "Mało kto ma odwagę postawić prawdziwą diagnozę, a pracownice i pracownicy, którzy nie wiedzą czemu chorują, nie mogą się przed tym uchronić" tłumaczy dr Auropan. Jest ona jedną z niewielu lekarek w Tajlandii, które mimo sprzeciwu ze strony przedsiębiorców postanowiła udowadniać zdrowotne skutki pracy w firmach produkujących elektronikę.
Zdjęcia z Tajlandii:
Więcej:
Komentarze