O żywności i rolnictwie w krajach Globalnego Południa, czyli co ma Radom do Sudanu?
Czwartek, 25.11.2010. Kampania WYŻWIĆ ŚWIAT
O żywności i rolnictwie w krajach Globalnego Południa, czyli co ma Radom do Sudanu?
fot. Fran Flores (stock.xchng)
Kiedyś zapewne mogłoby to być dla nas obojętne. W latach 50 – tych i 60 – tych XX w. nasi dziadkowie i rodzice mogliby powiedzieć, że sami mają dość problemów, by zajmować się tak abstrakcyjnymi – dla nich – kwestiami.
O Sudanie słyszeli, i owszem, ale raczej w kontekście proklamowania przez to państwo niepodległości, podobnie jak o wielu innych krajach afrykańskich budujących właśnie wtedy swoją nową, postkolonialną państwowość.
 
Manowce globalizacji
 
Obecnie jednak, żyjąc w postmodernistycznej rzeczywistości, oplecieni wszechobecną, ogólnoświatową siecią internetową i oddający się (bardziej lub mniej świadomie) kulturze konsumpcji, współzależymy od siebie coraz bardziej. I jako jednostki, i jako gospodarki krajowe. Dopadła nas globalizacja: funkcjonujemy w jednym, coraz bardziej zunifikowanym świecie,
z niespotykaną dotąd mobilnością dóbr i usług. Dzisiaj możemy wypić tą samą coca -colę
i w Polsce i w Sudanie (w tym ostatnim od 2002 roku), czy porozmawiać z kimś odległym o tysiące kilometrów, używając takiego samego modelu telefonu Nokii. Korzystamy z globalizacji – możemy powiedzieć, że prawie wszędzie na naszym globie czujemy się niemal jak u siebie. Jednak jak zwykle w życiu, tutaj też uzyskujemy coś za coś.
 
Wśród przekonań i poglądów związanych z globalizmem, znajduje się również taki, który implikuje odpowiedzialność ludzi oraz państw jedne za drugie. Inaczej mówiąc – zajadając się sezamkami zawierającymi ziarna sezamu wyprodukowanymi w Sudanie, chodząc w t-shircie z indyjskiej bawełny czy wręczając ukochanej różę przywiezioną (o czym zazwyczaj nie wiemy) z afrykańskich upraw – jesteśmy zobowiązani do swego rodzaju solidarności z ludźmi, którzy pracowali przy produkcji tych dóbr. Może warto być świadomym, w jakich warunkach zostały one wytworzone? Czy to, że możemy cieszyć się przez dwa dni szkarłatną różą w wazonie, nie zostało okupione czyjąś niemal niewolniczą pracą na plantacjach w Kenii, skąd pochodzi coraz więcej importowanych do nas kwiatów? Czy chrupiąc herbatniki lub opychając się lodami wiemy, że zawarty w nich tłuszcz roślinny pochodzi zazwyczaj z oleju palmowego, którego produkcja w Malezji i Indonezji odbywa się kosztem karczowania dużych obszarów lasów tropikalnych?
 
Globalizacja powoduje, że tracą na znaczeniu rynki lokalne i krajowe, w tym rynki produktów żywnościowych, a ich miejsce zajmują ogólnoeuropejskie oraz ogólnoświatowe rynki konkretnych towarów, jak np.: oleju palmowego. Coraz częściej pojedyncze kraje mają coraz mniej do powiedzenia, tracąc kontrolę nad poszczególnymi sektorami gospodarki i oddając ją międzynarodowym koncernom. Te z kolei, coraz mniej chętnie poddają się kontroli zewnętrznej, np. ze strony władz publicznych kraju, w którym działają. Wzrost znaczenia dużych firm działających ponad granicami krajów, oznacza spadek skuteczności narodowych polityk gospodarczych, w tym związanych z ochroną konkurencji na własnym rynku czy zabezpieczania bezpieczeństwa żywnościowego kraju.
 
„Zielona rewolucja” i jej ciemne strony
 
Widać to szczególnie w krajach Globalnego Południa. Termin ten, spopularyzowany przez tzw. Komisję Brandta, nazwaną od swojego przewodniczącego, byłego kanclerza RFN, zastąpił pojęcie „Trzeci Świat” oraz, lepiej brzmiące, lecz odnoszące się w gruncie rzeczy do tych samych państw, określenie „kraje rozwijające się”. Opracowany przez komisję i wydany w 1980 roku raport „Północ-Południe: program na rzecz przetrwania” rozgraniczył pod względem społeczno-ekonomicznym i politycznym grupę bogatych krajów rozwiniętych („Północ”) od krajów słabiej rozwiniętych gospodarczo, o niższym poziomie industrializacji i standardów życia (np. dostępu do służby zdrowia oraz edukacji), znajdujących się na południe od USA, Europy, Chin oraz Indii. Grupa ta zyskała miano biednego „Południa”, z którego wykluczono, takie kraje rozwinięte, jak Australia, Nową Zelandia oraz RPA. Globalne Południe to w większości kraje postkolonialne, które na początku lat 60-tych ubiegłego wieku musiały stawić czoła nie tylko przeszkodom na drodze do tworzenia nowej państwowości, lecz także, a może przede wszystkim, problemowi głodu.
 
Świat pomógł wtedy (jak dowiemy się za chwilę – na krótką metę) krajom Południa poprzez wdrożenie osiągnięć rolnictwa i hodowli roślin, których szczególnie intensywny rozwój, datujący się od lat 40 - tych XX wieku, właśnie zaczął przynosić efekty w postaci wprowadzania do upraw nowych, bardziej plennych i odpornych na choroby odmian pszenicy (odmiany półkarłowe), ryżu, kukurydzy i innych zbóż. Pod koniec dekady lat 60-tych okazało się, że w Indiach i Pakistanie w ciągu kilku lat odnotowano tak duży wzrost produkcji zbóż, że rozwój produkcji rolniczej zaczęto określać terminem „zielonej rewolucji”. Pojęcie to łączy się głównie z nazwiskiem agronoma i hodowcy Normana Ernesta Borlauga, który pracował nad doskonaleniem roślin hodowlanych. (Pracował dodajmy, z całkowitym poświeceniem i przekonaniem – podobno informacja o przyznaniu mu w 1970 roku Pokojowej Nagrody Nobla zastała go o czwartej rano na polu, gdzie zajmował się poprawianiem kolejnych odmian). Gdy w 2009 roku umarł w wieku 95 lat, Ronald Bailey, znany dziennikarz takich pism, jak Forbes, The New York Times czy The Wall Street Journal napisał o nim, jako o „człowieku, który ocalił [przed śmiercią głodową] więcej ludzkich istnień niż ktokolwiek inny w historii świata”.
 
Jednakże, „zielona rewolucja”, mimo iż doprowadziła do przewrotu w rolnictwie krajów Azji i Ameryki Łacińskiej, nie przyczyniła się trwale do zwiększenia samowystarczalności żywnościowej krajów Afryki. Wysokoplenne odmiany pszenicy i ryżu, nad którymi pracował Borlaug, nie mogły być tam uprawiane, a nad odmianami powszechnych na tym kontynencie roślin uprawnych, takich jak groch, jam (bulwiasta roślina klimatu międzyzwrotnikowego), maniok, proso czy sorgo, zaczęto pracować dopiero stosunkowo niedawno. Uprawa odmian, które przyczyniły się do sukcesu „zielonej rewolucji” np. w Indiach czy Chinach, wymagała z kolei wysokich dawek nawozów sztucznych oraz środków ochrony roślin (mała odporność nowych odmian na choroby, stąd konieczność intensywnych oprysków) oraz dużych nakładów na rolnictwo w ogóle, np.: na maszyny do kultywacji gleby, oprysków i zbiorów czy na materiał siewny. Nie wszystkie kraje stać było na taką energo- i kosztochłonną produkcję żywności, a w tych, które temu sprostały, powstawały – w miejsce tradycyjnego drobnego rolnictwa – przemysłowe monokultury.
 
Oponenci „zielonej rewolucji” twierdzą, że uwydatniła ona dysproporcje pomiędzy krajami bogatymi i biednymi, które nie mogły pozwolić sobie na wspomniane nakłady na produkcję żywności. Poprzez swoje monokulturowe i przemysłowe podejście „zielony przewrót” przyczynił się również do obniżenia bioróżnorodności na świecie– szacuje się, że zostało straconych 90% lokalnych odmian niektórych gatunków roślin (1). Wprowadzenie na dużych obszarach siewu jednej, tzw. intensywnej odmiany (wymagającej podczas swojego wzrostu licznych i kosztownych zabiegów agrotechnicznych) doprowadziło nie tylko do wspomnianego wyrugowania innych roślin z ekosystemu, lecz również do spadku żyzności gleby i obniżenia się w niej zawartości składników mineralnych. Sam Borlaug przyznawał, że „zielona rewolucja” była rozwiązaniem doraźnym, które pomogło krajom Południa w walce z głodem tylko na pewnym etapie ich rozwoju. Wkrótce w krajach Południa, dzięki wzrostowi zasobów produktów rolnych, nastąpił intensywny przyrost naturalny, spadek stopy zgonów i, w konsekwencji, okres ponownych niedoborów żywności, lokalnie nawet dotkliwszych niż przez „zieloną rewolucją” z lat 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku.
 
Zagrożenia „rewolucji genowej”
 
Obecnie kraje Południa, jak również cały świat, stoją przed równie dużym wyzwaniem. Jak podaje Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), aby zaspokoić potrzeby rosnącej populacji, światowa produkcja rolnicza na naszym globie będzie musiała wzrosnąć w ciągu najbliższych 40 lat o 70% (2). Wielu decydentów kształtujących politykę rolną postrzega szansę przyrostu produkcji żywności w nowej rewolucji, tym razem nazwanej „genową”.
 
W drugiej połowie lat 90-tych XX w. w światowym rolnictwie pojawiły się tzw. odmiany transgeniczne, czyli nowe rośliny otrzymywane nie jak dotąd metodami krzyżowania i selekcji, lecz wprowadzania do nich obcych genów – z organizmów z nimi niespokrewnionych. Coraz powszechniej uprawiane są odmiany bawełny, kukurydzy i ziemniaków znane pod nazwą GMO – genetycznie modyfikowanych organizmów. Na przykład do komórek kukurydzy wprowadza się geny z bakterii Bacillus thuringensis, które odpowiadają za produkcję toksyn działających na szkodniki kukurydzy. Roślina tak zmodyfikowana powinna być odporna na działanie szkodników i dawać większe plony. Niestety brak jest wiarygodnych badań na ten temat, jak również badań dotyczących wpływu genetycznie zmodyfikowanych organizmów na zdrowie człowieka i na całą przyrodę. Składane przez producentów, czyli firmy biotechnologiczne zapewnienia o całkowitym bezpieczeństwie GMO nie można uznać za obiektywne. Sytuację komplikuje tutaj łatwość przenoszenia się GMO na tereny tradycyjnych upraw, np.: pojedyncze nasionko rzepaku waży ok. 0,0035 g i jest z łatwością przenoszone przez wiatr na duże odległości. W ten sposób genetycznie modyfikowane organizmy zanieczyszczają wolne od nich pola i – w ujęciu globalnym – środowisko naturalne, a twórcy GMO tracą kontrolę nad rozprzestrzenianiem się genów w przyrodzie.
 
Jednocześnie korporacje biotechnologiczne nie spuszczają z oczu zysków, które GMO mogą im przynieść za sprawą patentów i praw własności do nowych odmian, w tym również tych, które sprzedają w krajach Globalnego Południa. Ich intensywne i – nierzadko – agresywne działania prowadzą do monopolizacji rynku nasion oraz w dłuższej perspektywie mogą zniszczyć bioróżnorodność, rugując z pól uprawnych lokalne odmiany roślin. Przykładem mogą być tutaj Indie, w których z 30 tysięcy uprawianych kiedyś odmian ryżu pozostało zaledwie 10 głównych, odpowiedzialnych za 75% produkcji (3).
 
Zagrożenia dla suwerenności żywnościowej
 
W ten sposób w rolnictwie Globalnego Południa postępuje niepokojące uzależnienie się od ponadnarodowych koncernów oraz wzrost monopolu bogatych farmerów, uprawiających zboża
i owoce w szkodliwej dla środowiska monokulturze. Zwróćmy również uwagę na fakt, że w sytuacji, gdy produkcja żywności ukierunkowana jest na eksport, większe znaczenie przykłada się do takich cech, jak odporność na długi transport (np. z Ameryki Południowej do Europy) oraz atrakcyjny wygląd. Dominacja odmian o takich właśnie cechach na polach biednych krajów Południa, w miejsce roślin uprawnych o wysokiej wartości odżywczej, na pewno nie służy budowaniu ich bezpieczeństwa żywnościowego oraz prawa do suwerenności żywnościowej. Aby uzyskać jedno i drugie, państwa Południa powinny mieć możliwość samodzielnego prowadzenia polityki rolnej, dostosowanej do lokalnych warunków i służącej własnym obywatelom.
 
Jedną z takich polityk może być wspieranie rolnictwa zrównoważonego, czyli takiego, które zapewniając odpowiednio wysokie plony chroni jednocześnie zasoby naturalne, zachowuje bioróżnorodność, naturalne ekosystemy oraz korzysta, w największym jak to możliwe stopniu z energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych. Ważne jest również dostosowanie produkcji rolniczej do skutków, ostatnio coraz gwałtowniej się zaznaczających, zmian klimatycznych. Pamiętajmy, że za sprawą globalnych zależności – huragan czy powódź, które wydarzą się w Sudanie, mogą wywołać chaos na światowym rynku np. sezamu, a wtedy dotknie to konsumentów słodkich sezamków zarówno w Chicago, jak i w Radomiu.
 
Autor: Tomasz Makowski
 
Przypisy:
 (1) Sławomir Podlaski, „Wpływ postępu hodowlanego na produkcję roślinną”, Postępy nauk rolniczych 1/2007 (rok 59 nr 326)
(2) ”Climate-Smart Agriculture: Policies, Practices and Financing for Food Security, Adaptation, and Mitigation”, www.fao.org
(3) Krzysztof Kafel, „Zrównoważony rozwój”, www.mipe.oswiata.org.pl/zliczaj.php?p=1
 
-------------------------------------------------------------------------------- 
 
Kampania WYŻYWIĆ ŚWIAT finansowana jest ze środków Unii Europejskiej oraz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (projekt "Festiwal ŚWIAT NA TALERZU - upowszechnianie wiedzy o środowiskowych i społecznych aspektach zrównoważonego rolnictwa").
Komentarze
Jeżeli nie widzisz tego obrazka kliknij odśwież i spróbuj ponownie

Projekty