Zawłaszczanie ziemi w Kolumbii - relacja ze spotkania
Poniedziałek, 13.01.2014. Iwona
Zawłaszczanie ziemi w Kolumbii - relacja ze spotkania
Kilka tygodni temu w warszawskiej księgarnio-kawiarni „Wrzenie świata” odbyło się spotkanie z kolumbijskimi aktywistami działającymi w obszarze tzw. landgrabbingu.
Wydarzenie zorganizował Instytut Globalnej Odpowiedzialności, a w spotkaniu udział wzięli Abilio Peña z Comisión Intereclesial de Justicia y Paz, César Jerez z Cimitarra River Valley w Catatumbo (ACVC) oraz Juana Pablo Soler z CENSAT.
 
 
Czym jest ów obcobrzmiący landgrabbing?
 
W dużym skrócie chodzi w tym przypadku o zajmowanie, przejmowanie, zawłaszczanie ziemi pod działalność wielkich – zazwyczaj – firm. Zawłaszczana ziemia często ma niejasny statut z punktu widzenia prawa własności. Są to przykładowo obszary tradycyjnie zajmowane przez rdzenne społeczności, które jednak nie mają żadnego aktu posiadania tejże ziemi.
 
W Kolumbii ziemia przejmowana jest przede wszystkim w celu rozwijania infrastruktury energetycznej, rolniczej, wydobywczej oraz telekomunikacyjnej.
 
Wysiedlanie ludności wiąże się z wieloma – w tym bardzo poważnymi - nadużyciami. W latach 1966-2012 zamordowano lub „zniknięto” 149 osób broniących praw przesiedlanych społeczności. Ostatnie zabójstwo miało miejsce 24 marca 2012 roku. Skutki przejmowania ziemi nie ograniczają się do kwestii stricte ekonomicznych. Mają też swoje reperkusje w sferze społecznej, gdyż wywłaszczana ludność odzierana jest z dotychczasowego sposobu życia, praktyk społeczno-kulturowych, nie dostając nic w zamian. W Kolumbii mieszkają 102 rdzenne społeczności, jednak nie istnieją tam skuteczne mechanizmy konsultacji społecznych, systemy rekompensat czy plany naprawcze dla osób, które ucierpiały wskutek inwestycji.
 
Po co ta ziemia?
 
Przyczyny przejmowania ziemi są bardzo złożone. Kolumbia jako kraj bogaty w zasoby naturalne oraz utrzymujący się głównie z eksportu zależy w dużej mierze od trendów obecnych na dominujących rynkach. Przykładowo, w 2003 roku weszła w życie dyrektywa unijna dot. biopaliw. Podobna regulacja obowiązuje też w USA. W konsekwencji mamy dziś do czynienia w Kolumbii przekształcaniem terenów dotychczas nierozlicznych (np. lasów) w pola uprawne, na których wysiewa się rośliny stosowane do produkcji biopaliw. Wielkie obszary porastają dziś też plantacje palm olejowych czy bananów. Powiększają się też rozmiary pastwisk. Prezydent Kolumbii Juan Manuel Santos ogłosił niedawno, że jego kraj ma stać się spichlerzem świata. W tym celu południe kraju ma zostać w zaplecze produkcyjne artykułów żywnościowych, przeznaczonych na eksport do takich krajów jak Indie czy Chiny. Santos zamierza przeznaczyć na ten cel 10 mln hektarów.
 
Wywłaszczenia mają też miejsce na północy – nieopodal granicy z Panamą. Są to tereny zamieszkałe przez ludność rdzenną, a także potomków niewolników. Tereny te pozostają pod kontrolą grup paramilitarnych, które - mimo, że oficjalnie nielegalne - często działają we współpracy z władzą. Ludzie przesiedlani są z uwagi na rzekomą aktywność guerilli w tym obszarze, jednak zdaniem aktywistów z Kolumbii to tylko pretekst, aby powiększać plantacje palm czy bananów, a tym samym mnożyć zyski związanych z paramilitares latyfundystów.
 
Problem dla ludności stanowi też polityka energetyczna kraju. Obecnie aż 65% energii elektrycznej pozyskiwanej jest z elektrowni wodnych, pozostałą część zapewnia węgiel. Aby zaspokoić potrzeby stale intensyfikującego się przemysły wydobywczego, rząd planuje kolejne inwestycje w obszarze hydroenergetyki. Pomimo, że branża ta zaliczana jest do odnawialnych i czystych ekologicznie, to jednak wielokrotnie wchodzi ona w konflikt z lokalną ludnością. Tworzenie gigantycznych tam oznacza masowe przesiedlenia, uszczuplanie terenów rolniczych. Dla aktywistów oczywiste jest, że energia wytworzona w tej sposób ma służyć przede wszystkim energochłonnej branży wydobywczej (ropa, nikiel, węgiel, żelazo, złoto), a nie mieszkańcom.
 
Uwikłanie międzynarodowych koncernów
 
We współpracę z oddziałami paramilitarnymi zaangażowane są też liczne koncerny, m.in. Banacol – lokalny oddział bananowego potentata Chiquity. Uważa się, że paramilitares wynajmowani są do ochrony plantacji. Obecnie przeciwko tej firmie toczą się dwa procesy – jeden w Kolumbii, drugi na Florydzie, właśnie w związku ze współpracą z tymi grupami. Podczas spotkania, aktywiści kolumbijscy aktywnie nawoływali do bojkotu bananów marki Chiquita. Wśród innych firm, które nabywają grunty w Kolumbii należy wymienić:
 
• Cargill – wytwórca oleju palmowego, mocno skonfliktowany z lokalnymi społecznościami, nabył 40 tys. hektarów, które pierwotnie miały być oddane ubogim mieszkańcom;
• Poligrow – spółka hiszpańska też z branży oleju palmowego; nabyła 5 tys. hektarów
• Amaggi. - firma brazylijska, nabyła 100 tys. hektarów pod uprawy zbóż
• Merhav – firma izraelska, nabyła 100 tys. hektarów pod uprawę trzciny cukrowej (biopaliwa);
• Energy – brazylijska spółka, nabyła 8.6 tys. hektara pod uprawę palm olejowych.
 
Dziś niektórzy politycy sami przyznają, że celowo kształtowali politykę wewnętrzną oraz zewnętrzną tak, aby faworyzować monokultury i plantacje bananów.
 
Alternatywy?
 
Aby przeciwdziałać marginalizowaniu ludności, której odbiera się ziemię, potrzebne są wyraźne kroki polityczne. Punktu widzenia opozycji konieczne są zwiększenie obecności wywłaszczonych w mediach, ich udziału w życiu publicznym i podejmowaniu kluczowych decyzji. W kilku miejscach powstały tzw. zonas humanitarias (specjalne strefy dla ludności cywilnej), gdzie można domagać się gwarantowania prawa do ziemi, gdzie nie ma oddziałów paramilitarnych, gdzie produkcja rolna przeznaczana jest wyłącznie na własne potrzeby. Obecnie funkcjonuje 7 taki stref, z których na razie jedna została oficjalnie uznana. Kolumbijscy opozycjoniści szukają też inspiracji za granicą. Przykładowo w Gwatemali, gdzie odbywają się stosowne konsultacje społeczne i wspólnota musi wyrazić zgodę na przekształcanie swoich terenów w monokultury etc. Inspirujące są też walki węgierskich czy brazylijskich rolników przeciwko roślinom genetycznie modyfikowanym oraz przykłady pokojowych metod oporu.
 
Nadzieją są też prowadzone obecnie rozmowy pomiędzy rządem a partyzantami z FARC. Częścią dialogu jest właśnie kwestia własności ziemi. W toku negocjacji ustalono, że 3 mln ha ziemi ma zostać zwróconych mieszkańcom (ale nie 6 mln ha jak chciała strona poszkodowana). Nie ma jednak porozumienia w kwestii latyfundiów czy bezpieczeństwa żywnościowego. Z drugiej strony pojawić się mają mechanizmy zwiększające udział w procesie decyzyjnym ruchów społecznych oraz zabezpieczające działaczy opozycji przed groźbami i kolejnymi morderstwami.
 
Więcej informacji na ten temat można znaleźć na stronach kolumbijskich organizacji (tylko w jęz. hiszpańskim): 
Komentarze
Jeżeli nie widzisz tego obrazka kliknij odśwież i spróbuj ponownie

Projekty