Quinoa – ciemna strona popularności
Poniedziałek, 31.03.2014. Maria
Quinoa, niegdyś znana na Zachodzie tylko zagorzałym zwolennikom zdrowego stylu życia, stała się na tyle popularna w naszej części świata, że ONZ ustanowiła 2013 Rokiem Quinoa. Niestety ta popularność sprawiła, że dla mieszkańców Ameryki Południowej roślina powoli staje się niedostępna.
Quinoa (po polsku komosa ryżowa) pochodzi z Andów, gdzie kiedyś, razem z kukurydzą i ziemniakami stanowiła jeden z trzech podstawowych składników diety Inków. Nazywali ją oni „matką ziaren”. Obecnie quinoa uważana jest za super-żywność, ceniona za wysoką zawartość białka, błonnika i ogólnie wysokie wartości odżywcze. Ponieważ zawiera dużo białka często polecana jest wegetarianom i weganom. Quinoa nie zawiera glutenu i ma niski IG (indeks glikemiczny). Można ją jeść jako dodatek do dań lub jako danie główne na obiad lub kolację, zastąpić płatki owsiane na śniadanie, upiec ciasteczka, lub użyć do produkcji napojów. Jest lekkostrawna, a do tego świetnie smakuje!
Jak pisze Guardian: istnieje jednak mniej „smaczna” strona popularności quinoa. Z powodu jej zalet sprzedaż quinoa w ostatnich latach eksplodowała. Ogromny popyt, głównie w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, doprowadził do trzykrotnego wzrostu cen od 2006 r. Szczególnie drogie są rzadsze odmiany: czarna, czerwona i „królewska”. Apetyt na nią doprowadził więc do wzrostu cen do takiego stopnia, że biedniejszej ludności Peru i Boliwii, dla których niegdyś była ona podstawowym i często jedynym wartościowym składnikiem diety, obecnie na nią nie stać. Importowana żywność niskiej jakości jest tańsza. W Limie posiłek z quinoa kosztuje teraz więcej niż kurczak. Zagraniczny popyt powoduje, że rośnie presja przekształcenia zróżnicowanych upraw w monokultury quinoa.
Fakt, że dla Boliwijczyków i Peruwiańczyków taniej jest obecnie kupić importowane jedzenie gorszej jakości niż zdrową i tradycyjną żywność jest przerażający. Jednak nie jest to problem tylko Boliwii czy Peru. Amerykański fast food rozprzestrzenia się też na inne kraje. Wraz z wzrastającą liczbą restauracji typu McDonalds, Burger King i Pizza Hut, w krajach takich jak Wietnam, Chiny, Indie, czy Japonia, wskaźniki otyłości szybują do góry. W Salwadorze można zaobserwować dramatyczny wzrost problemów z uzębieniem, co jest wynikiem napływu amerykańskich napojów bezalkoholowych.
To jednak nie jedyny katastrofalny aspekt całej sytuacji. Innym jest nasze wyobrażenie, że poprzez zdrowe odżywianie i kupowanie quinoa, wspieramy mieszkańców Boliwii i Peru.
Artykuł w Guardianie porównuje quinoa do innych importowanych produktów, takich jak szparagi i soja, oraz informuje, że w obu przypadkach wzrost eksportu tych produktów doprowadził do zniszczenia środowiska i ubóstwa w niektórych częściach Ameryki Południowej.
Czy wszyscy powinniśmy zrezygnować z kupowania quinoa, aby ustabilizować rynek i sprawić, aby quinoa była dostępna dla wszystkich za rozsądną cenę? Czy to rozwiąże problem?
Oczywiście, to nie jest to takie proste. Jeśli wszyscy przestaliby kupować quinoa, to rolnicy w Boliwii i Peru straciliby pracę. Możliwe, że najlepszym rozwiązaniem jest rozpoczęcie uprawy quinoa także w innych częściach świata.
Komentarze