Gdzie Apple zdobywa tantal do twojego iPhone’a?
Poniedziałek, 09.03.2015. Maciej
Nikt nie lubi myśleć o tym, że jego iPhone został zrobiony z minerałów pochodzących z krajów, gdzie kopalnie są źródłem zysków dla przywódców wojskowych i masowych gwałcicieli. Więc rok temu Apple odważnie stwierdził, że dokonał audytu hut będących częścią jego łańcucha dostaw, który wykazał, że żadna z nich nie używała tantalu pochodzącego z dotkniętych wojną regionów Demokratycznej Republiki Konga.
Apple przyznał jednocześnie, że nie może powiedzieć tego samego w przypadku złota, cyny i wolframu – trzech innych surowców o zasadniczym znaczeniu we współczesnej elektronice, lecz wydobywanych na obszarach ogarniętych konfliktami. Mimo to, oświadczenie dotyczące tantalu to ważny krok według obrońców praw człowieka, którzy od dawna wzywają międzynarodowe spółki do zwiększenia transparentności swojej działalności.
Ale czy Apple może być pewny otrzymanych wyników?
Eksperci zwracają uwagę na szeroko rozprzestrzeniony na obszarach ogarniętych konfliktem przemyt rud przez nieszczelne granice, co związane jest także ze znikomym udokumentowaniem procesów wydobycia rud przez mieszkańców wsi w niewielkich kopalniach, z których eksport kontrolowany jest przez przywódców wojennych. Co więcej, procedury audytu w hutach chińskich oraz rosyjskich cechują się brakiem przejrzystości oraz podatnością na korupcję. „Obawiamy się, że procedury audytu nie są wystarczająco transparentne” – mówi Sasha Lezhnev, nadzorujący badania problemów dotyczących minerałów wydobywanych w strefach konfliktów w Demokratycznej Republice Konga. Badania są częścią Enough Project, realizowanego przez think tank Center for American Progress. Oświadczenie Apple – spółki, która niedawno odnotowała największy spośród wszystkich korporacji w historii przychód kwartalny – w sprawie tantalu było niezwykłe ze względu na dobrowolne przekroczenie wymagań stawianych od 2012 r. przez regulacje Securities and Exchange Commission (SEC), wynikające z tzw. ustawy Dodda-Franka. Nowe normy narzucają amerykańskim spółkom publicznym obowiązek audytowania swoich łańcuchów dostaw i ujawniania jakiegokolwiek użycia „krwawych minerałów”. Niewymagane jest natomiast publikowanie nazw hut, a to właśnie zrobił Apple.
Dane Apple’a pochodzą od Conflict-Free Sourcing Initiative (CFSI) – stworzonej w 2009 r. grupy wolontariuszy zajmujących się sprawdzaniem hut w poszukiwaniu potencjalnych źródeł „krwawych minerałów”. Wspierany przez firmy takie jak Apple, Intel, Microsoft, Hewlett-Packard, General Electric oraz innych znaczących konsumentów tych surowców, ten program audytu był w ostatnich latach stale ulepszany, docierając do kolejnych hut. Prawie wszystkie komputery, telefony komórkowe i inne gadżety wysokich technologii wymagają użycia tantalu, będącego perlistym, niebiesko-szarym minerałem, występującym w Brazylii i Australii, a także w Rwandzie i Demokratycznej Republice Konga, gdzie według International Rescue Committee trwa „najkrwawszy konflikt od czasów II wojny światowej”. Od 1998 r. zginęło tam ponad 5 milionów ludzi, bronią wojenną stał się gwałt, a niewolnicza praca i werbowanie dzieci-żołnierzy – powszechną praktyką.
Nazwany na cześć postaci z mitologii greckiej, króla skazanego na wieczność w głodzie i pragnieniu, tantal jest dziś przedmiotem handlu na jednym z najbardziej tajemniczych rynków świata. Tantalit, będący źródłem tantalu, nie jest sprzedawany na giełdach surowców, lecz zamiast tego kupowany i sprzedawany w ramach niezbyt przejrzystych sieci handlarzy, dzięki czemu ukrycie prawdziwego miejsca jego pochodzenia nie jest wyzwaniem. Przetwarzany do postaci koltanu w hutach znajdujących się w krajach takich jak Chiny, Kazachstan, czy USA, minerał jest sprzedawany do wytwórców kondensatorów – nowoczesnych urządzeń umożliwiających ładowanie i będących przez to zasadniczym elementem wszystkich sprzętów, od iPada do samolotów.
W lutym 2014 roku Apple po raz pierwszy opublikował listę nazw wszystkich hut będących częścią jego łańcucha dostaw, których działalność wiąże się z „krwawymi minerałami” (tantalem, złotem, cyną i wolframem). Huty te znajdują się na terenie Chin, Brazylii, USA, Japonii, Niemiec, Indii, Austrii, Estonii, Rosji oraz Kazachstanu i według spółki zostały one poddane audytom przeprowadzonym przez CFSI, które pokazały, że nie wykorzystuje się tam tantalu z dotkniętych konfliktem regionów Demokratycznej Republiki Konga. Oczekuje się, że w tym miesiącu Apple ujawni najświeższe szczegóły dotyczące audytów swoich hut dokonanych przez CFSI. W listopadzie zeszłego roku Apple oświadczył, iż spośród 219 hut, znajdujących się na całym świecie i należących do jego łańcucha dostaw, 106 w pełni spełnia stawiane wymagania, 55 jest właśnie audytowanych, a pozostałe 58 można zaliczyć do ogólnej „nienazwanej” kategorii. Liczby te pokazują progres - więcej hut zużywających „niekrwawe” minerały lub przechodzących audyt w celu udowodnienia, że to robią – w porównaniu z poprzednim okresem (6 miesięcy wcześniej), gdy według Apple spośród 186 hut, 59 spełniało wymagania, 23 przechodziły audyt, a 104 nie były mu poddawane.
“CFSI udało się ściągnąć publiczną uwagę na niektórych przetwórców metali” – mówi Sophia Pickles, która obserwuje kongijskie problemy z „krwawymi minerałami” jako członkini grupy Global Witness, zajmującej się globalnym rozwojem. Ale dodaje: „istnieje ryzyko, że program będzie postrzegany jako proces green-washingu”. Pickles odnosi się przez to do różnych etapów w długim procesie audytu CFSI, które pozwalają hutnikom na zwykłe odznaczanie na liście różnych obszarów zgodności, np. wyrywkowych kontroli dokumentów, rozmów z pracownikami. Takie procedury nie spełniają światowych standardów wyznaczonych przez Organisation for Cooperation and Economic Development, ponieważ nie wymagają od hutników publicznego raportowania o ryzyku ani stosowania żadnych środków naprawczych.
Około 6000 spółek, działających w różnych branżach – od telekomunikacji do ochrony zdrowia – ma zainwestować prawie 4 mld dolarów na dostosowanie się do nowych zasad SEC, a później ma wydawać na ten cel ponad 600 mln dolarów rocznie. Więc gdy zeszłego lata jedynie ok. 1300 firm złożyło wstępne oświadczenia, było to raczej powodem do zmartwienia i zawodem niż okazją do radości. Według Audit Analytics jedynie 23% spółek publikujących raporty deklaruje, że żadne ich produkty nie zawierają „krwawych minerałów” z ogarniętych konfliktami regionów Demokratycznej Republiki Konga. Oczekiwania dotyczące tegorocznych oświadczeń są większe. Michael Littenberg, prawnik z Schulte Roth & Zabel, który skupia się na problemach prawnych wokół „krwawych minerałów” uważa, że „obecnie ryzyko dla reputacji spółek jest większe”. A to ze względu na zeszłoroczne raporty wielu firm z branż technologicznych, które stanowczo podwyższyły oczekiwania co do przyszłości. „Duże marki konsumpcyjne”, jak Apple, „są łatwym celem dla organizacji pozarządowych i rzeczników inwestorów, przez co wiele uwagi poświęcają kwestii pochodzenia minerałów”.
Badanie „krwawych minerałów” uległo intensyfikacji w ciągu ostatniej dekady, ale handel nimi nadal ciężko kontrolować. W grudniu 2014 roku Rwanda ujawniła, że w 2013 roku drastycznie zwiększyła eksport tantalu, mając na celu zostanie jego największym eksporterem na świecie. Minerał był wysyłany do zagranicznych hut, głównie w Chinach – wyeksportowanych zostało ok. 2640 ton, 28% światowego wydobycia opiewającego na 8800 ton. Według danych United States Geological Survey Rwanda do tej pory wydobywała rocznie ok. 1500 ton, a mimo to eksport w 2013 r. był ponad dwukrotnie większy niż w roku poprzednim. Te informacje pogłębiły podejrzenia, iż ruda była przemycana przez granicę z konfliktowych obszarów Demokratycznej Republiki Konga. W kwietniu 2013 roku, ponad dwa lata po rozpoczęciu przez CFSI audytów hut, Global Witness donosiła, że sprzedaż „dużej części cyny, tantalu i wolframu wydobywanych w Północnym i Południowym Kiwu w Demokratycznej Republice Konga jest źródłem zysku dla rebeliantów i członków państwowej armii. Minerały są przemycane do Rwandy i Burundi w celu dalszego eksportu. Cyna i tantal przemycane do Rwandy są nielegalnie wprowadzane do jej wewnętrznego systemu znakowania i eksportowane jako <> materiał rwandyjski”.
Audyty hut prowadzone przez CFSI opierają się na pomyśle kontroli stworzonym przez International Tin Research Institute (ITRI), który jest źródłem danych o pochodzeniu minerałów. Chociaż jest kierowany przez światowy przemysł cynowy, działalność instytutu dotyczy wszystkich czterech „krwawych minerałów”, kontrolowania kopalni i zezwalania lokalnym producentom na pakowanie i oznaczanie materiałów jako „wolnych od konfliktu”. Lecz audyty ITRI nie są publikowane i żadna z inicjatyw dotyczących kontroli, także CFSI, nie jest poddawana rewizji przez stronę trzecią. „Biorąc pod uwagę, że większość kopalni ma nieformalną strukturę oraz brakuje w nich dokumentacji, należy zastanowić się, na czym opierają się te audyty” – mówi Lawrence Heim, dyrektor Elm Sustainability Partners firmy consultingowej badającej problem „krwawych minerałów”. „Tak naprawdę nie wiemy, jak sprawa wygląda w rzeczywistości”.
William Quam to konsultant z Wiednia, który w ciągu ostatnich lat zarządzał 3800 górnikami oraz pracownikami w sześciu kopalniach tantalu w Rwandzie, pracował także w regionie Północnego Kiwu. Jego zdaniem fragmentaryczny charakter rozpoczynających się akcji kontrolnych jedynie dolał oliwy do ognia i wywołał pogłębienie się zjawiska przemytu minerałów – podobne wnioski zostały zawarte w raporcie sporządzonym przez Grupę Ekspertów ONZ w sierpniu zeszłego roku. „Kontrolowanie procesu pakowania i znakowania jest bardziej zyskowne od procesu wytapiania” – powiedział Newsweekowi Quam. Natomiast zapytany o swoje procedury audytu i pewność, że stosowany przez spółkę tantal rzeczywiście nie jest „krwawy”, Apple odmówił oficjalnej wypowiedzi na ten temat, nie odpowiedział także na zadawane mailem pytania.
Rob Lederer jest dyrektorem wykonawczym w Electronic Industry Citizenship Coalition, jednej z grup związanych z przemysłem, które przyczyniły się do powstania CFSI. Twierdzi: „Choć nie możemy zapewnić, że konkretne transakcje sprzedaży i zamówienia nie są powiązane z konfliktami, możemy jednak dostarczyć firmom rzetelnych informacji o tym, że ich huty pracują zgodnie z normami i mogą być zaufanym źródłem surowców”. W czerwcu 2010 r. współzałożyciel Apple’a, Steve Jobs, w (szeroko rozpowszechnionym) mailu wysłanym do reportera magazynu Wired przyznał, że problem jest poważny: „Dopóki ktoś nie znajdzie sposobu, aby wydobywać minerały w kopalniach drogą chemiczną, jest to skomplikowany problem”.
Inne spółki z branży technologicznej zastosowały się do regulacji SEC poprzez przyznanie, że po prostu nie mają wystarczających informacji. Na swojej stronie Dell stwierdził: „wydobycie tych minerałów ma miejsce na długo przed złożeniem produktu ostatecznego, przez co skomplikowanym, jeśli nie niemożliwym procesem jest znalezienie ich źródeł. W dodatku wiele z tych minerałów jest wytapiane razem z materiałami z recyklingu, w związku z czym na tym etapie odnalezienie miejsca ich pochodzenia jest praktycznie niemożliwe”. Taser International oświadczył, że nie był w stanie określić, czy minerały używane do produkcji prawie wszystkich jego produktów pochodzą z dotkniętych konfliktem regionów Demokratycznej Republiki Konga.
Niezwykłość regulacji SEC polega na tym, iż stawiają firmę w pozycji organizacji monitorującej sytuację pod względem humanitarnym, lecz z drugiej strony normy wymagają jedynie transparentności i przeprowadzenia „rozsądnego dochodzenia w sprawie źródeł minerałów”. Nie wymagają jakichkolwiek działań ze strony spółek wobec ich dostawców, jeżeli otwarcie informują inwestorów i opinię publiczną o sytuacji. Jednak nawet te oczekiwania są kwestionowane. W kwietniu zeszłego roku federalny sąd apelacyjny w Waszyngtonie nie uznał wymagań regulacji SEC, aby niektóre raportujące spółki miały ujawnić, że ich produkty nie są „wolne od konfliktów” w Demokratycznej Republice Konga. Orzeczenie to było wynikiem pozwu wniesionemu przeciwko SEC w maju 2013 r. przez Narodowy Związek Wytwórców, Amerykańską Izbę Handlową i Okrągły Stół dla Biznesu, trzy grupy mające duży wpływ na handel. Ich zdaniem wymaganie dotyczące ujawnienia powiązań z konfliktami narusza pierwszą poprawkę do Konstytucji Stanów Zjednoczonych dotyczącą wolności słowa poprzez zmuszanie niektórych spółek do publicznego samonapiętnowania i składania „fałszywych deklaracji pokazujących, że firma ma krew na swoich rękach”, jak mówią dokumenty procesowe.
Jednak ostateczny wynik pozostaje niepewny po decyzji sądu apelacyjnego o ponownym rozpatrzeniu problemu w listopadzie zeszłego roku. Etykieta „wolny od konfliktów”, którą można zauważyć w dokumentach, według sędziego nadzorującego sprawę, Raymonda Randolpha „jest metaforą wyrażającą moralną odpowiedzialność za kongijską wojnę”.
Tłumaczenie: Anna Lisowska
Komentarze