Toksyczne tampony
Piątek, 14.08.2015. Katarzyna Salus
Sposób przekazu oraz brak jawności informacji, dotyczących kobiecych produktów higienicznych wiodących marek, może powstrzymywać kobiety przed wyborem podobnych produktów wielokrotnego użytku.
Połowa populacji zmaga się z tym problemem każdego miesiąca, ale powszechne jest unikanie szczerych rozmów na temat tego, co menstruacja robi z kobiecym ciałem, samopoczuciem i sprawnością – wystarczy zapytać tenisistkę Heather Watson albo artystkę Rupi Kaur.
Wielu krytyków twierdzi, że to kulturowe tabu, przynajmniej w pewnym stopniu, przyczyniło się do sukcesu jednorazowych środków higieny intymnej. Jednorazowe tampony i podpaski stały się powszechnie dostępne w pierwszej połowie dwudziestego wieku w większości krajów rozwiniętych. Dziś ponad 100 milionów kobiet na całym świecie używa tamponów, a produkcja i sprzedaż podpasek, w skali globalnej używanych bardziej powszechnie (ze względu na kulturową niechęć do stosowania tamponów w niektórych regionach), jest częścią przemysłu przynoszącego miliardy dolarów.
Tak powszechne użycie niesie ze sobą koszty związane z zanieczyszczeniem środowiska. W ciągu swojego życia kobieta zużywa średnio 11 000 tamponów. Każdy tampon czy podpaska rozkładają się kilkaset lat, kilkakrotnie dłużej niż przeciętna długość życia kobiety, która ich użyła. Szczególnie, gdy są owinięte w plastikową folię lub woreczek. Co więcej, proces produkcji tych środków – przemiana masy drzewnej w mięciutkie włókna podobne do bawełny – wymaga wielu zasobów i środków chemicznych.
Dziwne, że w ciągu ostatnich pięciu lat, w obliczu rosnącej dostępności i popularności produktów spełniających kryteria zrównoważonego rozwoju – ubrań, żywności, środków pielęgnacyjnych dla dzieci, kawy, produktów do pielegnacji twarzy i ciała, środków czystości – możliwości wyboru w tym ważnym aspekcie kobiecego życia nie zmieniły się od stu lat.
Jaki mamy wybór?
Choć na rynku są dostępne alternatywy przyjazne środowisku, takie jak silikonowe miseczki menstruacyjne, podpaski wielokrotnego użytku oraz niewybielane chemicznie organiczne warianty produktów jednorazowych, wszystkie pozostają niszą rynkową bez wielkich budżetów reklamowych. Jak sama nazwa wskazuje, środki wielokrotnego użytku nie muszą być częstko kupowane. Nie są więc łakomym kąskiem dla dużych korporacji, jak Procter & Gamble czy Johnson & Johnson (ta druga odmówiła jakiegokolwiek komentarza na kwestie omawiane w artykule).
Sophie Zivku, Dyrektor ds. edukacji i komunikacji w DivaCup, głównego sprzedawcy miseczek menstruacyjnych w Ameryce Północnej (brytyjski rynek miseczek menstruacyjnych zdominowany jest przez podobny produkt zwany Mooncup) twierdzi, że problemem jest głównie przekaz komercyjny dotyczący menstruacji. Kobiety nie są po prostu w stanie wyobrazić sobie używania innych produktów niż te jednorazowego użytku.
Zivku twierdzi, że: “Przemysł papierowych środków higieny intymnej wykonał świetną robotę, przekonując kobiety, że menstruacja to coś, co należy ukrywać i o czym nie należy myśleć. Coś o czym się nie rozmawia”. Dodaje jeszcze: „Zastanów się nad reklamami, które oglądamy – wszystkie przekonują do dyskretnych opakowań, coraz mniejszych produktów, które łatwo ukryć lub wyrzucić. Wszystkie mówią o ukrywaniu faktu miesiączkowania. Bez możliwości otwartej rozmowy na ten temat, kobiety i młode dziewczyny nie dowiedzą się, nawet nie zapytają, o możliwość poznania alternatywnych, bardziej ekologicznych opcji”.
Firma LunaPads sprzedaje całą gamę ekologicznych produktów do higieny intymnej podczas menstruacji. Jest również swoistym forum społecznym. Współzałożycielka firmy – Madeleine Shaw – twierdzi, że ta mentalność nie widzę, nie myślę o tym jest główną przyczyną dominacji produktów jednorazowego użytku.
Toksyny w twoim tamponie
„Większość konsumentek kupujących produkty higieny intymnej prawie bez wyjątku spotkała się z produktami jednorazowego użytku, a lojalność wobec marki ugruntowuje się już w bardzo młodym wieku” – twierdzi Shaw. „Konsumentki nie są również w większości świadome obecności wątpliwych substancji w jednorazowych produktach. Nie wiedzą nawet, że obecne prawo nie obliguje producentów do ujawniania składu swoich produktów”. Właśnie ten problem, brak jednoznacznego oznakowania składu produktów jednorazowych oraz obecność potencjalnie groźnych dla zdrowia substancji chemicznych, martwi wielu aktywistów pracujących na rzecz zdrowia kobiet i bezpiecznej menstruacji.
Kampania na rzecz bezpiecznych kosmetyków wskazuje na potencjalne ryzyko związane z zawartością dioksyn, pestycydów, wybielaczy oraz sztucznych aromatów. Fakt, że duże firmy nie są zobowiązane do ujawniania zawartości tych substancji w swoich produktach – w Stanach Zjednoczonych dzieje się tak dlatego, że departament leków i żywności kategoryzuje kobiece produkty higieny intymnej jako sprzęt medyczny, nie jako produkty higieny osobistej – sprawia, że kobiety wierzą w produkty jednorazowe nie tylko jako w najbardziej komfortową, ale też w pełni bezpieczną dla zdrowia opcję. Dodatkowo przez odpowiednią klasyfikację środków higieny intymnej, rządy Wielkiej Brytanii i Kanady nakładają na te produkty dodatkowy podatek, uważany przez niektóre grupy za niesprawiedliwy.
Kampanie, takie jak Detox the Box czy petycja Change.org, wzywają największych producentów do ujawnienia składu swoich produktów, a konsumentów, aby domagali się takich informacji. Twórcy petycji donoszą, że jak dotąd żadna z firm nie odpowiedziała na wezwanie, ale dyrektor ds. komunikacji w dziale produktów kobiecych Procter & Gamble – Carla Berry – wydała oświadczenie, że produkty firmy opierają się na zbadanych przez firmę potrzebach kobiet.
„Wiemy, że kobiety kierują się poczuciem komfortu i dyskrecji dokonując takich osobistych wyborów”, twierdzi Berry. „Kategoria produktów kobiecych opiera się na ochronie i pewności, że dany produkt zda egzamin i nie będzie przeciekał. Wielokrotnie przekonaliśmy się już, że kobiety nie pójdą w tych kwestiach na ustępstwa”.
Początek rozmów
Aktywistka menstruacyjna Rosie Sheb’a współtworzy inicjatywę Sustainable Cycles (Zrównoważone cykle), składającą się z grupy kobiet podróżujących na rowerach po Stanach Zjednoczonych. Kobiety prowadzą warsztaty pokazujące lepsze oblicze menstruacji oraz informują o alternatywnych, ekologicznych produktach higieny stosowanych w czasie okresu. Rosie twierdzi, że nawet ona była sceptycznie nastawiona do rezygnacji z tamponów na rzecz miseczek menstruacyjnych.
„Gdy kupiłam swoją pierwszą miseczkę menstruacyjną, pracowałam jako instruktor nurkowania. Wtedy dopiero zrozumiałam jak wygodną alternatywą jest ona podczas okresu”, twierdzi Sheb’a.
Podobne opinie powodują powolną zmianę w dotychczasowych trendach. Przedstawiciele firm, takich jak DivaCup, mówią, że dyskusje w mediach społecznościowych oraz wyraz akceptacji takich rozwiązań przez kobiety, które w sieci opowiadają o swoich doświadczeniach z podobnymi produktami, sprawiają, że poglądy na temat środków wielokrotnego użytku powoli się zmieniają. Nie są już postrzegane jako produkty wyłącznie dla zagorzałych ekolożek.
Według Archany Patkar, szefowej programu w Water Supply and Sanitation Collaborative Council (Rady współpracy na rzecz zaopatrzenia w wodę i poprawy warunków sanitarnych), która niedawno wraz z ONZ była współautorem raportu o licznych tabu krążących wokół menstruacji w krajach rozwijających się, jest to pierwszy krok do zmiany sposobu w jaki kobiety na całym świecie borykają się z menstruacją. Patkar twierdzi, że te same rozwiązania przyniosą zrównoważoną alternatywę dla kobiet w rozwiniętym świecie oraz ulgę kobietom w krajach rozwijających się, gdzie możliwości wyboru jest jeszcze mniej.
Komentarze