Tajski przemysł rybny. Od obozów pracy na europejskie stoły
Poniedziałek, 10.08.2015. Katarzyna Salus
Śledztwo Guardiana odkrywa rolę tajskich władz, rybaków i handlarzy w zbrodniczym procederze łamania praw człowieka w przemyśle rybnym.
Rohingya, muzułmańska grupa etniczna, zamieszkująca głównie terytorium Birmy i Bangladeszu, to ludność, która w nadziei na ucieczkę od biedy i ubóstwa, podróżowała do Tajlandii na wypełnionych po brzegi łodziach. Jednak z łodzi Rohingya trafiali do dżungli, gdzie przetrzymywani byli przez przemytników w obozach pracy.
W maju tajscy i malezyjscy urzędnicy odkryli w dżungli więzienia i masowe groby, stworzone przez przemytników, zajmujących się handlem ludźmi. Obozy wykorzystywane były jako miejsce do przetrzymywania pojmanych, którzy później mieli być wykupywani przez krewnych. Więźniowie padali często ofiarą tortur i gwałtów. Część została pobita na śmierć, o czym świadczą masowe groby.
Osoby, które nie mogły zostać wykupione przez bliskich, sprzedawane były w niewolę w zamian za opłaty uiszczane przez kapitanów łodzi. Transakcje często były wykonywane przy współudziale tajskich urzędników państwowych. W niektórych przypadkach, ofiary przetrzymywane były w aresztach imigracyjnych, a dopiero później sprzedawane na łodzie.
Śledztwo brytyjskiego Guardiana ujawniło silne i lukratywne powiązania między przedsiębiorstwami parającymi się eksportem owoców morza a konsorcjami zajmującymi się handlem ludźmi.
Migranci byli sprzedawani do tajskich statków rybackich, jako niewolnicy pracujący przy produkcji sprzedawanych na całym świecie owoców morza. Handel niewolnikami to biznes do tego stopnia dochodowy, że niektórzy lokalni rybacy zaczęli przekształcać swoje łodzie tak, by zamiast ryb, przewozić nimi migrantów Rohingya.
„Byliśmy wzięci z obozów łodziami i samochodami, dotarliśmy do Songkhla i zostaliśmy wprowadzeni na statek rybacki. Byliśmy zmuszeni do pracy na statku przez ok. 4 lata. Przez cały ten czas statek nigdy nie przybił do lądu.” Relacjonuje jedna z ofiar.
Matthew Smith, dyrektor wykonawczy Fortify-Rights, wskazuje na związek pomiędzy obozami a przemysłem rybnym. Związek ten został dobrze udokumentowany i ma bogatą historię. „Gdy mężczyźni i chłopcy (nielegalnie przetrzymywani w obozach) nie są w stanie wykupić swojej wolności, sprzedawani są w niewolnictwo do pracy na łodziach rybackich. Sytuacja taka trwa od lat 90-tych. Być może dłużej.”
Jeden z brokerów również potwierdza wykorzystywanie migrantów Rohingya w przemyśle rybnym. Opowiada jak sprzedał ok 100 osób z obozu w dżungli w ciągu ostatniego roku, zarabiając ok. 30 tysięcy tajskich bathów, czyli ok 900 dolarów za osobę.
Pomimo zakazu niewolniczej pracy, który wydany został przez rząd Tajlandii, dowody sugerują, że sprzedaż wciąż rośnie. Szacuje się, że tajlandzki przemysł rybny przynosi łączny roczny zysk w wysokości 7,2 miliardów dolarów rocznie. Większa część produkcji przeznaczona jest na eksport.
Istnieje zatem wysokie prawdopodobieństwo, że w sklepach na zachodzie znajdują się produkty będące wytworem niewolników Rohingya.
Tajlandia znalazła się jednak pod presją. Musi rozwiązać problem handlu ludźmi i oczyścić sektor rybołówstwa, w przeciwnym wypadku UE zahamuje import owoców morza z tego rejonu, w wyniku czego Tajlandia może stracić miliardy dolarów. W kwietniu tego roku Unia Europejska dała Tajlandii sześć miesięcy na rozwiązanie problemu nielegalnych połowów i pracowniczych nadużyć.
W ostatnich miesiącach Tajlandia wszczęła intensywne działania. Zamknięto wszystkie znane obozy przemytu ludzi, a od właścicieli łodzi wymaga się rejestracji migrantów, ponownego licencjonowania i rejestracji łodzi i wyposażenia. Wszystko to ma na celu wstrzymanie zakazu UE.
Ceny owoców morza wzrastają w całym kraju. Według Tajskiego Stowarzyszenia Rybackiego, ok 3 tys. statków nie zostanie wpuszczonych do morza z powodu obawy o nałożenie grzywien za niezastosowanie się do nowych przepisów.
Organizacje zajmujące się zwalczaniem handlu ludźmi twierdzą, że zmiany wprowadzone przez tajski rząd nie są wystarczające. „Tajlandia wprawdzie wprowadziła bardziej restrykcyjne przepisy w celu zapobiegania i zwalczania handlu ludźmi, jednak poprawy nie widać” Mówi Melysa Sperber, dyrektor „Alliance to End Slavery and Trafficking”, koalicji organizacji przeciwdziałających handlowi ludźmi. „Nasi partnerzy informują, że zmiany są w zasadzie kosmetyczne i nie wnoszą znaczących przeobrażeń. Wciąż słyszymy doniesienia o zadłużeniu, niewolnictwie i przemocy w tajlandzkim eksporcie rybnym”.
Guardian wciąż podejmuje bezowocne wysiłki kontaktu z Tajlandzkim rządem.
Tłumaczenie: Marta Hauer
Komentarze